Chyba każdy kto pije kawę słyszał o Kopi Luwak, kawie, która wzbudza zainteresowane jako najdroższa kawa na Świecie. Na temat Kopi Luwak powstała ogromna ilość informacji, legend, mitów itp. Jedno jest pewne, kawa jest bardzo droga. W związku z tym wśród konsumentów powstaje przekonane, że skoro najdroższa, to z pewnością najlepsza. Ale czy cena ma związek z jakością, czy to tylko dobrze sprzedany produkt marketingowy? Moja opowieść o przygodzie z Kopi Luwak, ma na celu przybliżenie czynników wpływających na sukces tej kawy, a także przedstawienie całej otoczki jaka wokół niej jest rozpowszechniona. Czy jest czym się zachwycać i czy ta kawa jest naprawdę tak dobra i unikatowa, aby warta była swojej ceny? Zapraszam do zapoznania się z moją subiektywną przygodą z Kopi Luwak.
Cyweta
Podróż do Krainy Lisa
Mój wyjazd na Bali był typowym wyjazdem turystycznym wraz z żoną i przyjaciółmi. W zasadzie w niezmienionym składzie podróżujemy od wielu lat. Jednak poza celami turystycznymi aż mnie korciło, aby dowiedzieć się czegoś więcej o Kopi Luwak niż tylko tyle czego mógłbym się spodziewać jako turysta. Z bogatego doświadczenia związanego z kawą wiem, że w zasadzie nie da się pogodzić wyjazdu turystycznego z typowym wyjazdem, który można określić „Coffee Reaserch”. Miałem okazję być jako turysta w Meksyku czy na Kubie i kilku innych krajach, gdzie jest uprawiana kawa. Doznania turystyczne miałem wręcz genialne, jednak doświadczenia kawowe w zasadzie żadne, które zadowoliłyby nawet w najmniejszym stopniu kogoś dla kogo kawa to pasja i zawodowa profesja. Z takim sporym dylematem jechałem na Bali. Sytuacja o tyle była dla mnie irytująca, gdyż grupa „coffee specialist” z którą podróżuję po plantacjach kawy, właśnie kilka miesięcy wcześniej jechała odwiedzać plantacje kawy na Javę i Bali. Jednak z przyczyn ograniczenia mojego budżetu a także ograniczonych możliwości czasowych (w sumie oba wyjazdy to ponad 5 tygodni) musiałem zrezygnować z tego wyjazdu. Dwukrotny pobyt w krótkim okresie czasu dokładnie w to samo miejsce nie miał szans na realizację. Cóż, moja grupa pojechała, wróciła pełna fantastycznych kawowych doświadczeń a mnie został „wymarzony”, ale wyjazd turystyczny. Jednak nie poddałem się. Bardzo rzadko jakoś specjalnie się przygotowuję przed wyjazdem turystycznym. Tym razem poświęciłem bardzo dużo czasu na studiowanie topografii i specyfiki Bali.
Opłacało się.
Dzięki swoim kontaktom nawiązałem kontakt z Safrudinem (szef Spieciality Coffee of Indonesia), któremu przedstawiłem swój plan - a polegał na tym, aby znaleźć kompetentnego w temacie kawy przewodnika po wyspie. Potem planowałem „urwać” się z wycieczki na 1-2 dni i tak też się stało. Otrzymałem kontakt do Wayan’a, z którym jeszcze przed wyjazdem mailowo ustaliliśmy ogólny plan, aby w najbardziej skondensowany sposób odwiedzić kilka plantacji, oraz dowiedzieć się jak najwięcej o Kopi Luwak.
W krainie lisa. Kopi Luwak okiem turysty
Generalnie cała wyspa Bali jest naprawdę niewielka, ale w każdym zakamarku urocza. Wszelkie drogowe szlaki turystyczne są bardzo zatłoczone. Ciekawą sprawą podczas mojego pobytu był fakt, że wulkan Agung (najwyższa góra na Bali, 2995 m n.p.m.) wykazywał wyjątkowo dużą aktywność (350 wstrząsów w ciągu dnia) , co powodowało realne zagrożenie erupcją.
Z tego powodu ewakuowano ponad 50 tys ludzi z terenów bezpośredniego zagrożenia. Można na to spojrzeć jako ciekawostkę turystyczną „podszytą dreszczykiem emocji”, ale w tym regionie świata, takie sygnały to ostrzeżenie przed wielkim zagrożeniem. Jak już coś się złego dzieje w naturze w Indonezji, to żartów nie ma. Kiedy byłem na Sumatrze w 2016 roku, miałem okazje zobaczyć efekt Tsunami z 2004 roku, gdzie w miejscowości Banda Aceh zginęło 160.000 ludzi. Tylko w 2018 roku miało miejsce trzęsienie ziemi na wyspie Lomboc (wyspa obok Bali) – ok. 70 ofiar, czy ostatnie tsunami na wyspie Sulawesi – zginęło prawie 100 osób i powstały gigantyczne zniszczenia. Na szczęście Agung tylko postraszył i na tym się skończyło.
Wulkan Agung
Podczas całej trasy na Bali oczywiście kawa Kopi Luwak była zauważalna na reklamach prawie wszędzie. A to farma, a to sklep z kawą itp. Sami uczestnicy naszej grupy prawie z wypiekami na twarzy wypytywali p. przewodnik o tę kawę. Przewodniczka, zaprawiona w boju sypała informacjami, które chwilami ciężko było mi spokojnie słuchać. Bardziej polegało to na tym, aby przekazać zainteresowanym w zasadzie to co chcą usłyszeć, historie lekko „doprawione pikanterią” i mitem najdroższej kawy świata. Swoich znajomych prosiłem, aby nie wychylali się z tym, że co nie co wiem o kawie, ale niestety tak do końca się nie udało. Na naszej tygodniowej trasie odwiedziliśmy ok 5-6 miejsc, gdzie Kopi Luwak była prezentowana w ciekawy sposób. Jednak celem wszystkich wizyt w takich miejscach było, aby każdy turysta wyszedł z jak największymi zakupami. Dla przykładu opisze jedno z ciekawszych i fajniejszych miejsc.
Wizyta w BAS Bali Coffe Plantation
Cały obszar tego miejsca był dobrze zorganizowany z myślą o turystach, coś w rodzaju jednego, wielkiego ogrodu. Na końcu ścieżki do zwiedzania była kawiarnia do celebrowania picia kawy. Kawiarnia jednocześnie była wielkim tarasem, z którego rozciągał się naprawdę wspaniały widok na dolinę pokrytą z każdej strony bujną przyrodą w postaci lasu deszczowego. W samym ogrodzie były wszystkie drzewa owocowe typowe dla tego regionu na czele z kawowcami i kakaowcami. W takim otoczeniu były zlokalizowane klatki w których pojedynczo lub po kilka osobników były ulokowane zwierzęta zwane określane jako Luwak (określane jako Luwak, Cywety, Koty, Lisy itp.). Zwierzęta wyraźnie były znudzone i niezainteresowane turystami. Ponieważ to nie był okres zbiorów kawy, więc kawy przynajmniej w tym miejscu w postaci owoców po prostu nie było. Kilka rzędów dalej na drzewach znalazłem jakieś owoce (nawet nie wiem co to było, podobne do naszej śliwki), kilka zerwałem i przez siatkę podałem kilku zwierzakom. Ożyły natychmiast. W genialnie sprawny sposób wyjadły miąższ oddzielając w pysku bardzo sprawnie pestkę i skórkę. Łatwo można było zauważyć, że miąższ im bardzo smakuje. Kilkadziesiąt zwierzaków miało różne umaszczenie a całość była zorganizowana jako takie mini zoo.
Luwak
Kolejnym etapem na ścieżce kawowej był punkt, gdzie bardzo znudzony pan palił kawę na palenisku mieszając ją patykiem. Obserwując jego pracę miałem wrażenie, że celem tego co robi jest wyprodukowanie jak największego dymu. Na pewno nie miało to nic wspólnego z samymi ziarnami, które były totalnie okopcone i spalone na węgiel.
Palona kawa
Takie „czary mary” dla turysty. Oczywiście turyści robili sobie zdjęcia mieszając patykiem w kawie. Palenie Kopi Luwak zaliczone. Wszystkim się podobało i przyszedł czas na kawę. Z wielką przyjemnością i wewnętrznym rozbawieniem obserwowałem ekscytację całej ekipy. Sam się w to wkręciłem. Do wyboru było kilka kaw. Ceny to minimum 8 USD za filiżankę a były także kawy za 12 USD za filiżankę. Tak czy inaczej to prawie okazja, gdyż ceny filiżanki Kopi Luwak w kawiarniach w Europie czy USA kształtują się na poziomie od 35 nawet do 100 USD za filiżankę. Więc wykorzystując te okazję pojechałem po całości, wziąłem najdroższy zestaw degustacyjny za 38 USD. Kawę Kopi Luwak przygotowano dla nas metodą „Siphon”. Jest ona bardzo stara a jednak powszechnie praktykowana szczególnie w Japonii. Ta metoda jest także bardzo atrakcyjna dla oka, gdyż Klient ma okazję zobaczyć jak podgrzewana a potem gotująca się woda przelewa się w szklanym naczyniu przez kawę i w bardzo atrakcyjny sposób staje się naparem kawowym.
Parzenie kawy metodą „Siphon”
„Siphon” i Kopi Luwak
Cała ceremonia parzenia była naprawdę fajna. Z punktu edukacji i propagowania picia kawy, oceniam ją naprawdę dobrze. Gorzej z zawartością tego co było w filiżance.
Na moje delikatne pytanie, czy to arabika czy robusta, odpowiedź zawsze była ta sama – Kopi Luwac. Adresaci mojego pytania z wielkim samozadowoleniem odpowiadali, kompletnie nie wiedząc o co pytam. Dalej w to nie brnąłem. Same ziarna były suche, niektóre jasno palone, niektóre wręcz czarne, wyraźnie widać, że kawa była palona na „czuja”.
Upalona kawa Kopi Luwak
Różnice w smaku kawy głównie polegały na dodatkach, na pewno nie na odmianie samych ziaren czy innych aspektach, które zwykle powodują różnice w smaku. Sam smak kawy, które piłem był do bólu płaski, wręcz prosty z prymitywną goryczą, żadnych walorów, które można uznać za jakąś specjalną charakterystykę smakową. Kwasowość jako szlachetna cecha kawy dobrej jakości tu praktycznie była nie wyczuwalna. W najprostszy sposób porównałbym je do smaku zwietrzałej kawy.
Gdybym miał wycenić „value for the money”, to o ile miałbym się napić tej kawy jeszcze raz, to miałbym duży problem. W zasadzie nie chciałbym się napić po raz kolejny Kopi Luwak, a jeżeli już, to miałoby się zdarzyć, to nie chciałbym zapłacić więcej 5% tego co było w cenniku. Z racji mojej profesji z pewnością miałem inne podejście do sprawy niż cała grupa turystów. Pomimo, że nie widziałem jakiegoś oszałamiającego zachwytu u uczestników wycieczki wypitymi kawami, nikt nie narzekał, każdy był zadowolony, gdyż miał szansę stać się mini ekspertem od Kopi Luwak.
Podczas tej i innych podobnych wizyt w podobnych miejscach po części zrozumiałem na czym polega komercyjny fenomen tej kawy. Ludzie mogli się napić czegoś, co w ich przekonaniu jest „oryginałem” najdroższej kawy na Świecie za całkiem normalne pieniądze i to w miejscu pochodzenia. W Polsce już można by mieć wątpliwości, czy za takie pieniądze to na pewno będzie Kopi Luwak.
Na Bali tych wątpliwości nie zauważyłem. W wielu miejscach próbowałem zagadać z "lokalsami", aby coś się więcej dowiedzieć o Kopi Luwak, gdzie jest uprawiana itp. Niestety, jedynie co z reguły otrzymywałem, to piękny uśmiech i niczym nie zachwiana wiara, że „Kopi Luwak is the best”.
W drugiej części opowieści o Kopi Luwak przyjrzymy się jej okiem specjalisty - czyli o tym czego turysta nie zobaczy i nie poczuje będąc na Bali. Subiektywna ocena i podsumowanie.
Autor: Marek Robacha